Głównym problemem Lavelle'a jest jednak to, że zwyczajnie nie wzbudza takiej sympatii jak jego ojciec. Zaradny i zawsze pozytywnie nastawiony Akeem doskonale uosabiał ducha reaganowskiej Ameryki,
I żyli długo i szczęśliwie... Tak z pewnością mogliśmy pomyśleć po finałowych scenach "Księcia w Nowym Jorku", kiedy Akeem (Eddie Murphy) i Lisa (Shari Headley) przejeżdżali ślubną karocą wśród wiwatujących poddanych. 30 lat później okazuje się jednak, że książęcy żywot wcale nie jest taki różowy. Bo chociaż Akeem i Lisa żyją w dostatku razem ze swoimi trzema ambitnymi córkami, to nad przyszłością dynastii zawisły ciemne chmury.
Król Jaffe Joffer (James Earl Jones) jest umierający, a jego następca nie ma męskiego potomka. W świetle zamundańskiego prawa to poważny problem dla królewskiego rodu i samego Akeema, którego wszyscy obwiniają o zaistniałą sytuację. Nie dość, że codziennie musi pokornie znosić przytyki na temat swojej męskości, to jeszcze krnąbrna córka odmawia zawarcia politycznego małżeństwa z synem lokalnego watażki. Na pomoc przychodzi jednak niezawodny Semmi (Arsenio Hall), który ujawnia, że Akeem może mieć syna w Ameryce.
Tak więc bohaterowie wsiadają do samolotu i znów lądują w Queens. Pod względem liczby nawiązań i odniesień fani oryginału nie powinni czuć się zawiedzeni. Dostajemy bowiem lokatorów kultowego salonu fryzjerskiego (tak, wciąż debatują o boksie), przaśnego pastora i inne ciekawe charaktery (pamiętacie rapujące bliźniaczki?). Jeśli zaś chodzi o pomysł na sequel, no cóż... scenariusz to po prostu kalka oryginału z nadzieją, że stara, sprawdzona formuła zadziała raz jeszcze.
Nie możemy zapominać, że lata 80. były czasem ogromnej popularności Murphy'ego. Po występach w "SNL" i kilku głośnych rolach komediowych (m.in. "Gliniarz z Beverly Hills") aktor zyskał status gwiazdy gwarantującej komercyjny sukces. Na popularność nie mógł również narzekać Hall, który niedługo po premierze dostał własny talk-show, gdzie gościli m.in. Bill Clinton z saksofonem czy zawodnicy legendarnego składu Chicago Bulls. Wcielający dziś się w rolę królewskiego syna Jermaine Fowler miał więc wysoko zawieszoną poprzeczkę.
Głównym problemem Lavelle'a jest jednak to, że zwyczajnie nie wzbudza takiej sympatii jak jego ojciec. Zaradny i zawsze pozytywnie nastawiony Akeem doskonale uosabiał ducha reaganowskiej Ameryki, gdzie ciężka praca miała gwarantować awans społeczny. Lavelle to już natomiast przedstawiciel pokolenia milenialsów – w wieku 30 lat wciąż mieszka z matką, a jego kolejne rozmowy o pracę kończą się niepowodzeniem. Wszyscy na pewno pamiętają szeroki uśmiech, z jakim Akeem szorował podłogi restauracji Mcdowell's. Fowler nie ma niestety tej energii co młody Murphy.
Twórcy filmu starają się więc ożywić opowiadaną historię w innych obszarach. Na uwagę z całą pewnością zasługują kostiumy Ruth E. Carter, która ma już na koncie Oscara w tej kategorii za pracę przy filmie "Czarna Pantera". Jak na dwór królewski przystało – jest barwnie i na bogato. Również prezentacja większości bohaterów odwiedzających pałac przebiega spektakularnie, jak gdyby taneczna choreografia była naturalną częścią etykiety i będę się upierać, że tutaj w roli showmana najlepiej wypada Snipes.
Co do samego dworu, na którym rozgrywa się większość akcji, nie jest on takim źródłem humoru jak Ameryka w pierwszej części filmu. Zamunda, jako sztucznie wykreowany twór, wydaje się sterylna i nijaka. Znany z oryginału Queens miał natomiast charakter i to właśnie na ukazanych w nim nierównościach, problemach klasowych i rasowych osadzony był cały komizm filmu. Tak jak Murphy’emu brak dziś tej ikry, za którą pokochaliśmy Akeema, tak Zamunda Brewera jest w porównaniu z Nowym Jorkiem Landisa po prostu nudna.
"Coming 2 America" ma kilka zabawnych scen, jedną doprawdy problematyczną (zgadnij, drogi widzu, co powiedzielibyśmy, gdyby w scenie zbliżenia między Akeemem a Mary zamienić bohaterów miejscami), ale w większości stanowi (mimo kostiumów) dość bezbarwną całość. Jako fanka "Księcia w Nowym Jorku" sequel obejrzałam, ale na pewno nie będę wracać do niego tak chętnie jak do pierwszej części.